
Chciałabym żyć w zgodzie z sobą i z otaczającym mnie światem. Wśród ludzi, zwierząt, płynąc w naturalnym rytmie Wszechświata. Wydaje się, że to proste, budzę się rano mając Świętą Górę po prawej i zaśnieżone szczyty po lewej. Żyję ze zwierzętami, końmi, psami i kotem, otoczona jestem Dobrymi, Mądrymi Ludźmi.
A jednak nie potrafię ciągle zaakceptować praw natury.
Mieszkając w wielkim mieście było to w pewnym sensie dużo łatwiejsze. Paradoks, prawda? Miałam kota. Mieszkał ze mną w mieszkaniu, wylegiwał się na parapecie, dwa razy dziennie dostawał witaminizowaną, kocią karmę. Czasami przemogłam się i specjalnie dla niego kupowałam w mięsnym kawałek kurczaka. Miał lśniące, czyściutkie futerko, prowadził sterylne, nudne życie bez kontaktu ze światem zewnętrznym.
Miałam psa. Wyprowadzałam go na spacery, na smyczy, sprzątałam jego psie kupy i ostro reagowałam na każdy objaw agresji wobec innego przedstawiciela tego gatunku. Chciałam, żeby się socjalizował, na otoczonym siatką psim wybiegu dawałam mu możliwość do zawierania nowych znajomości w cywilizowany sposób. Jadał wysoko witaminizowaną psią karmę, dlatego miał piękne, lśniące futerko.
Mieszkam teraz wśród pól i łąk. Wolność jest nadrzędną wartością w moim życiu, dlatego konie, psy i kot swobodnie poruszają się po otoczeniu. Badam teraz granice wierności wobec własnych przekonań:
Kot zabija dla zabawy. Godzinami czai się w trawie, w końcu łapie mysz, ale zanim odgryzie jej głowę, bawi się przerażonym i piszczącym zwierzątkiem. Kupuję mu witaminizowaną, kocią karmę, ale, to nie pomaga niestety.
Psy są dwa. Jeden reprezentuje dziką, ciągle obcą człowiekowi rasę, więc w pewien sposób godzę się, kiedy wraca do domu, po kilkugodzinnej nieobecności, z zakrwawionym pyskiem. Drugi jednak to domowy pieszczoszek, o sarnim spojrzeniu i łagodnym usposobieniu. Kradnie serca wszystkich naszych gości, a moi rodzice pieszczotliwie nazywają go wnuczkiem. On również wraca, po kilkugodzinnej eskapadzie w nieznane mi miejsca, ubrudzony nie swoją krwią. Spoglądam z tęsknotą na konie. Przynajmniej z nimi łączy mnie wspólna dieta.

Gdzie jest granica? Albo, czy w ogóle istnieje? Trudno mi pogodzić się z niepotrzebną śmiercią, jednocześnie chcę akceptować ich dzikość i prawdziwą naturę. Ciągle szukam sposobu…