Mieszkamy w cieniu Góry. Można śmiało powiedziać, że Bliscy, którzy przyjeżdżają nas odwiedzić grzeją się w Jej cieple. Nie mam wątpliwości, że to sąsiedztwo Ślęży sprawia, że wyjeżdżają stąd naładowani dobrą Energią.
Badania archeologiczne datują pierwsze miejsca kultu na Ślęzy już na 700 r pne, czyli na epokę brązu. Przez wiele lat historii ludzkości, poszukiwano wokół Góry kontaktu z Absolutem. Do dzisiaj można tu oglądać kamienne rzeźby kultowe. Ale, na szczycie powstało również całkiem nowe miejsce kultu, katolicki kościół i stacje drogi krzyżowej. Można by powiedzieć, że to piękna kontynuacja, że w szacunku do historii kolejne wyznania znajdują swoje miejsce w tym świętym od wieków miejscu. W kościele jest jednak interesująca gablota, w której ku przestrodze wrażliwych, katolickich duszyczek przedstawia się następujące, „Niebezpieczne znaki”:
Żyję w cieniu Góry, chyląc czoła przed wielowiekową tradycją, przed Jej mocą i siłą, odczuwając szacunek to tych wszystkich ludzi, którzy szukali tu kontaktu z Wszechświatem przede mną. Kiedy trzymam w ręku kubek herbaty, kiedy biegam lub kiedy jadę samochodem i widzę Ją w pobliżu, czuję przypływ Energii. W pewien naturalny sposób, Góra budzi we mnie uczucie Świętości. Dlatego, kiedy biegając natrafiłam na myśliwską ambonę, z widokiem na Ślężę, poczułam się osobiście zraniona. Czy można bezkarnie mordować dzikie zwierzęta, z widokiem na Świętą Górę?
Jest we mnie głęboko zakorzenione poczucie sprawiedliwości. A może inaczej, to wiara w prawo karmy, bo nic nie zdarza się przypadkiem, wszystko co nas spotyka jest konsekwencją naszych wcześniejszych wyborów. Źle się czuję, kiedy w murach katolickiego kościoła brak jest miejsca na miłość i szacunek, a jest przestrzeń na propagowanie ciemnoty. Wstyd mi za tych myśliwych, którzy w majestacie Góry mają czelność mordować czyste, dzikie zwierzęta. Jesteśmy częścią Wszechświata, każda krzywda, którą powodujemy, uderza w nas samych. A świętość nie jest nam dana na wyłączność, dostaliśmy ją w spadku po przodkach i zostawimy po sobie następnym pokoleniom. Co z tego weźmiemy dla siebie?